Prawa rodzących to jedna z procedur, która zmieniła się w ostatnim czasie na plus w Polsce. Choć nie była to łatwa droga, wymagała wielu zabiegów, petycji, konsultacji i ustępstw powstały takowe standardy. Ale czy to co obecnie się dzieje z nimi to tylko bicie piany o nic czy jednak wielkie zagrożenie dla kobiet i ich komfortu w tych intymnych chwilach?
No to jak to jest wreszcie z tymi prawami kobiet? Czy w obecnym ludzkim świecie, skierowanym fokusowo na jednostkę, na człowieczeństwo, przynajmniej w teorii, potrzebujemy ścisłego nakreślenia czegoś takiego jak prawa rodzących? Wiele zmian już za nami, ale wciąż mam wrażenie, że żyjemy w świecie rządzonym przez mężczyzn, w układzie patriarchalnym. Niby robimy jako społeczeństwo krok na przód. Po chwili zaś ulegam dziwnemu wrażeniu, że cofamy się do średniowiecza.
To co rodzimy po ludzku czy wg widzimisię
Obecnie (jeszcze!!!) obowiązują tzw. standardy opieki okołoporodowej kobiet. Jest to zbiór kompromisów wypracowanych przez specjalistów, lekarzy, ale i stronę społeczną, czyli same kobiety. Miały one pomóc personelowi medycznemu i rodzącym pacjentkom wspólnie współdziałać przy tym cudownym wydarzeniu, jakim niewątpliwie powinien być KAŻDY!!!! poród. Mając dwa porody za sobą i to nie tak dawno temu, nie wyobrażam sobie braku tych uzgodnień, tych wytycznych stawiających kobietę jako człowieka a nie jako numerek w statystyce. Prawa te dawały kobiecie możliwość powiedzenie NIE!!! dla wielu procedur mogących zmienić ten cudowny moment w koszmar. A czy nie jest czasem nasz rząd nastawiony na zwiększenie populacji Polaków w kraju? Czy rzeczywiście powtórne sprowadzenie rodzącej do statystyki i przypadkowości temu pomoże? Czy kobieta mająca koszmary po swoim pierwszym porodzie będzie chciała ich więcej i więcej? Bo przecież takie jest jej zadanie – rodzić kolejnych obywateli?
To moja sala porodowa
Raport z lipca 2016 roku NIK badający stosowanie standardów okołoporodowych wykazał, że niestety nie są one dalej stosowane, a prawa rodzącej często schodziły na dalszy plan. Wykazał on, iż przyczyną takiego stanu rzeczy były m.in. nawyki personelu, pochodzące jeszcze z poprzedniej epoki. A przecież teraz po zmianie banalnego słowa to właśnie nawykły do tego czy innego personel medyczny będzie ustalał swoje standardy. Czy więcej kobiet usłyszy od lekarza czy położnej „To moja sala porodowa, więc tutaj nie można….” Dodaj sobie co chcesz na końcu zdania. Czy kobiety rzeczywiście muszą znać swoje miejsce w szeregu, być sprowadzane do kawałka mięsa mającego na celu rodzić kolejnych obywateli?
Bo o słowo tutaj chodzi!
Tak, właśnie o słowo. Prawa rodzących będą określane na bieżąco przez lekarzy, to oni podejmą decyzję w jakim zakresie i czy w ogóle będą ich sal porodowych dotyczyły ustalone wcześniej standardy. Bo przecież ingerują one obecnie w ich wiedzę i umiejętności, bo to oni są panem i władcą sali porodowej. Jak może kobieta podjąć decyzję, że chce wstać podczas porodu skoro łatwiej jest kiedy leży z nogami zadartymi do góry a personel ma ultra łatwy dostęp do zadania. A może czas aby asystujące rodzącej osoby trzecie nie miały wstępu na salę porodową, przecież zawsze mieszają, wszystko widzą i później mogą być niemymi lub głośnymi świadkami „cudu” porodu?
A może władzy chodzi o to, iż zapomnieli jak było z zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej i wielkimi protestami kobiet?! Czy i tym razem czeka nas powtórka z czarnych protestów, tym razem walczących o prawa kobiety do decydowania o swoim ciele podczas najwspanialszej chwili jaką jest właśnie poród?! A więc jak to będzie, zejdziemy do pozycji numerku na kwicie czy tak jak do tej pory, przynajmniej w teorii, będziemy decydować o sobie samych? Kobiety, które będziecie musiały sprawdzić to na własnej skórze bardzo Wam nie zazdroszczę!
2 komentarze
Wszystko się zmienia! – ja będę miała okazję sprawdzić to na własnej skórze po nowym roku…
Zmian nie unikniemy, ważne by były to te na lepsze.