Dwie kreski na plastikowym patyczku zmieniły Twoje dotychczasowe patrzenie na świat. Obwieściły Ci, że niebawem powitasz na świecie nowe życie, które jeszcze dość bezobjawowo rozwija się w Tobie. Nawet jeśli jest to dla Ciebie zaskoczenie, z czasem okaże się, że to bijące malutkie serduszko jest po prostu dopełnieniem Twojego życia. Niby jest wszystko pod kontrolą. Aż nastaje dzień porodu. Lekko nieprzygotowana, z torbą do szpitala pakowaną naprędce o poranku, jedziesz tylko na badania i po decyzję lekarza co dalej. Jednak na świecie pojawia się wcześniak, inkubator, kangurowanie – tematy, których się boisz, których nie znasz…

Po 5 min rozmowy z lekarzem, zapada decyzja o cc i to jeszcze dziś. Ciąża w dobrym stanie, donoszona, ale że bliźniacza jedno łożyskowa nie może być inaczej rozwiązana. Potem czas leci jakby obok Ciebie. Nawet dobrze nie zdążysz wypełnić ankiety przy przyjęciu na oddział, a już widzisz zimne światła sali operacyjnej nad sobą, znieczulona od połowy. Dosłownie 10 min później słyszysz krzyk pierwszego, później drugiego malca. Otrzymujesz szybkiego buziaka od każdego z nich – tylko tyle Ci będzie dane w tym sterylnym pomieszczeniu. Już na sali oddziałowej otrzymasz maluszka, jednak tylko jednego z bliźniaków. Te małe usteczka obejmujące Twoją pierś, chlipiące półsennie mleko… Utrzymujące się przy tym swoim kruchym istnieniu tylko dzięki Tobie. I tak oto budujecie relację wzajemną, czujecie swoje ciepło, Ty jego kruchość on Twoją bezpieczną przystań. I w tym całym uniesieniu, pomniejszonym silnymi środkami przeciwbólowymi po operacji, zapominasz, że jest jeszcze jeden. Że urodziłaś przecież dwójkę! Ten jeden kruchutki, malutki chłopczyk ogniskuje Twoją całą matczyną miłość…

Kangurowanie ma znaczenie!

Kiedy możesz już wstać, minęło 6-8 a może i 10h od porodu. Twój instynkt macierzyński zna tylko tego jednego ukochanego synusia. Pomimo tego, że widzisz tego drugiego przez plastikową szybę inkubatora nie czujesz nic. Nie płyną łzy, nie pała miłość, to małe ciałko złożone w cieple maszyny nie powoduje napływu uczuć macierzyńskich. Choć rozum mówi, że to Twój drugi syn, serce pokochało już jednego… A tego w plastikowej puszeczce wcale nie poznało. I ciężko Ci siedzieć przy nim, czuwać, opiekować się maluszkiem. Bo obcy Ci on zupełnie, nie znasz jego zapachu, pozbawiono Cię kontaktu skóra do skóry… Bo tak lepiej, bo taka była potrzeba… I wszyscy tylko się dziwili, że nie siedzisz przy nim cała dobę, że nie bywasz tak często. Ale Twe serce było już zajęte i miało maluszka do kochania. Nie posiadało już miłości więcej do rozdania. Aż którejś nocy, może wieczoru zaryzykowała opieka – pozwoliła kangurować nowo narodzonego malutkiego, obcego Ci całkowicie człowieka. Dopiero gdy jego malutkie ciałko bezpiecznie przylgnęło do Twego, poczułaś bicie serca jego, ten delikatny nierówny dość oddech, to skrobanie malutkich piąstek. Dopiero teraz dowiedziałaś się, że to Twój syn najukochańszy, że masz dwójkę maluszków. I te łzy wielkie jak grochy płynęły, wzruszana łkaniem w bujanym fotelu. Te 10 minut były tylko dla Was. Dzięki nim poczułaś, że ten mały człowieczek otoczony pykającą aparatura, okręcony kabelkami to też Twoje dziecko. Dzięki tym kilku minutom kontaktu skóra do skóry, który wcześniej nie był wam dany, wiesz że jest to właśnie on, Twój synek. Właśnie dzięki temu odnalazłaś w sobie pokłady siły, aby być przy tej plastikowej skrzynce do oporu piastując pełną opiekę nad drugim bliźniakiem jednocześnie. Znalazłaś radość z głupiej zmiany pieluszki czy też karmienia go własnym, odciągniętym mleczkiem, na razie niestety tylko z butelki. Dzięki tym nikłym kilku minutom mogłaś z głębi serca powiedzieć mój ci on. A kangurowanie okazało się być najlepszym dla nas wyjściem, momentem wspólnego oddechu i poczucia się prawdziwą mamą tego podłączonego do kabelków maluszka.
A jak było u Was? Pozwolili Wam kangurować? Pomagali w nawiązaniu tych pierwszych, najważniejszych więzi?

18 komentarzy

  1. Pięknie napisane! Też miałam cc, choć jednego dziecka, nie dwójki, ale było mi tak samo ciężko bez kontaktu skóra do skóry. Marcela rodziłam sn- coś cudownego, od razu kładą dziecko na piersiach, patrzy się w oczy mamy, uspokaja.

  2. Pieknie napisane – lzy pociekly po polikach.Jestem w 14 tyg ciazy blizniaczej jednojajowej, dziekuje ze mozna poczytac choc troche jak to jest …. dzis mam scan wiec moze sie dowiem dokladnie jaki to rodzaj ciazy i plec? Pozdrawiam serdecznie .

  3. Tez byłam w ciąży bliźniaczej jednolozyskowej. Urodziłam w 33tyg.ciazy siłami natury. Dziewczynki z waga 1600g i 1700g zabrano zaraz po urodzeniu z dużym niedotlenieniem na oion. W 3dobie po urodzeniu pozwolono mi kangurowac najpierw jedna potem druga córeczkę. To było uczucie nie do opisania, piękne i wzruszające. I mimo ze dziewczynki spędziły po dwa tyg w inkubatorze, kangurowanie dodawało sił na dalsza walkę o ich zycie i zdrowie.

  4. Bardzo emocjonujący wpis! Ja mimo wszystko będę się starała o cc, bo mam problemy ze wzrokiem i boję się, że mi się pogorszy ;(

  5. Jak możesz napisać, że nie kochasz swojego drugiego dziecka bo leży w inkubatorze?! Jak możesz się nim nie opiekować kiedy on najbardziej Cie potrzebuje?! Jak inne matki w ogóle piszą że pięknie piszesz?! Nie mieści mi się to w głowie! Jestem matka.. 21 letnia, której dziecko spędzilo 2 tyg w inkubatorze (dzięki Bogu….) nie byliśmy kangurowani bo była w tak krytycznym stanie, że lepszym rozwiązaniem było nie wyciąganie jej stamtąd… Ale nigdy! Nigdy nie miałam wątpliwości… Zawsze kiedy tylko mogłam wykorzystywalam każda sekundę żeby przy niej być! Jak możesz być tak bezczelna matka i zbierać za to laur??!!:(

    • MamaNaTropie Reply

      Po pierwsze anonimowo jest łatwo kogoś obrażać i hejtować. gratuluję odwagi!
      Po drugie polecam przeczytać wpis jeszcze ze dwa trzy razy aby zrozumieć jego treść bo widać, że nie dotarła do Pani.

  6. Ja urodziłam w 32 tygodniu ciąży swoje bliźniaki przez cesarskie cięcie. Pierwszego synka pokazali mi a nawet pozwolili pocałować, drugiego pokazali z daleka. Obu szybko zabrano. W sumie chłopcy w szpitalu spędzili prawie dwa miesiące z czego prawie 6 tygodni na intensywnej terapii. Pierwszy raz kangurowałam po tygodniu od urodzenia synów. Tuliłam w ramionach starszego i mniejszego z moich dwóch brzdąców. Nie wiem jak długo to trwało ale zdecydowanie za krótko. Cudownie było go tulić w swoich ramionach – był taki malutki. Pamiętam , że gdy wychodziłam tamtego dnia z sali nic nie wskazywało na to ,że będzie tak źle . Następnego dnia gdy przyjechałam do chłopców zastałam mojego malucha w dużo gorszym stanie. Obwiniałam się ,że to moja wina ,że nie powinnam go kangurować, że gdyby leżał w inkubatorze nic by się nie stało. Od tamtego czasu bałam się ,że jeżeli wezmę któregoś z maluszków to mu się pogorszy. Nie mogłam się przemóc. Drugiego z synów zdecydowałam się kangurować pierwszy raz dopiero gdy miał 4 tygodnie i towarzyszył mi przy tym ogromny strach. W czasie gdy byliśmy na intensywnej zmarło troje maluchów, dwoje w mojej obecności. Kangurowanie to z pewnością coś wspaniałego i cudownego. Coś dzięki czemu tworzy się więź między matką i dzieckiem. Ja niestety mam traumatyczne wspomnienia………

    • MamaNaTropie Reply

      Grażyna, to co piszesz jest piękne ale i bardzo dramatyczne. Z perspektywy czasu wiesz zapewne, iż nie pogorszyło się maluchowi po kangurowaniu. Choć może to tak wyglądało… Podziwiam Cię za Twoją moc i walkę o maluchy, tak długo byliście gośćmi w szpitalu. A powiedz, teraz już wszystko z Twoimi maluchami dobrze???

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.