Dobrze, że dzisiejszy dzień już mija, nie mam kompletnie do niego sił i serca…. Wczorajszy dzień wolny w środku pracującego tygodnia rozbił mnie totalnie psychicznie i rozleniwił fizycznie. Dziś wędrując z Jasiem rano do żłobka, a potem ciągnąc się stopa za stopą z tym wielkim entuzjazmem wypisanym na twarzy do pracy czułam się tak jakby był poniedziałek. helloooo!! a to przecież piąteczek, a tak jakby począteczek tygodnia, a nie jego koniec nastawał. I do tego te 8h, które myślałam, miałam taką cichą nadzieję spędzę spokojnie, bez szaleństw w pracy na zasadzie wszyscy wyjechali na długi weekend więc ja sobie posiedzę w pracy dla odmiany.
A tu ciekawostka, zlot samych trudnych przypadków. Człowiekowi się nie chce, głowa pusta, mózg jeszcze ma plażing i smażing wczorajszy, a tu coś mówią do ciebie, każą się skupić, ogarnąć ich tematy i problemy. Nawet sprzęt elektroniczny dziś na wakacjach, drukarka się zacinała, komputer tracił internetowy zasięg, a elektryczny czajnik nie miał ochoty gotować wody nawet na smaczny, pracowniczy obiadek w postaci trującej zupki chińskiej. Ale spokojnie, czajnik wiedział co robi, że roboty nie zaczynał bo co go włączyłam to i tak w samotności pstrykał, dając mojemu żołądkowi znak, że po raz kolejny posiłek mu przepadł. A tu z drugiej strony biurka płyną słowa, płyną nieustannie, telefon dzwoni i dręczy mózg na wakacjach. I tylko szybka do żłobka przebieżka wyrwała mnie z tego marazmu, bo ciężko biec po dziecko jak się nie patrzy i nie uważa, bo to tramwaj nadjedzie czy auto z piskiem opon zahamuje na pasach. Więc choć na chwilę mózg z wakacji wraca i myśli i patrzy i kalkuluje czy zdąży i czy przeżyje w tej ulicznej dżungli, miejskiej plątaninie priorytetów silnych i silniejszych. Gdzie matka z wózkiem na pasach to przeciwnik, który jak nie podskoczy to się leźć nie nauczy, że czekać grzecznie trzeba, że auta przepuścić. A nie tak bezceremonialnie na pasy wskoczyć i iść i myśleć, że się jest królem przestworzy:)
A teraz mały przegląd tego co ostatnio u nas się dzieje, bo trochę tego a czas leci i leci nieubłaganie, niestety:(
w zeszłą niedzielę byliśmy na festynie na Wałach Chrobrego organizowanym przez strażaków. Okazało się, że był raczej skierowany do starszych dzieci, ale i Jasio znalazł coś dla siebie…
Czasami plażing a czasami deszczing….
i moje kochane dziecko zaliczające wszystkie miski psów na podwórku, jakby padającego na głowę deszczu było mało
i psie 7 nieszczęść
a na koniec zmiana scenerii i plażing i smażing i koping doling (dobra starczy tych dziwnych słówek…)
5 komentarzy
Mnie też ten jeden wolny dzień rozbił totalnie, nawet dzisiaj rano zastanawiałam się jaki mamy dzień tygodnia.
ja codziennie zastanawiam się jaki mamy dzień tygodnia, nie dlatego, że mam za dużo wolnego ale przez to, że pracuję bez przerwy. fajne zdjęcia
super, Twój synek to sprytny szkrab
wszędzie go pełno
swietne zdecia 🙂
Ja to w środę byłam przekonana, że to sobota 😛