Jasio chodzi do żłobeczka już przeszło tydzień. pamiętacie moje obawy, wątpliwości i szał jaki był w pierwszych dniach, jeśli nie to poczytajcie TUTAJ. Tak jak część z was, pisząca komentarze pod tamtym postem mówiła jest lepiej. Jasio potrzebował czasu na aklimatyzację. teraz chodzi już na 3h od 9-12. Już nie płacze jak mama go oddaje Pani w drzwiach, a gdy go odbieram przychodzi z Panią za rączkę i już nie beczy. Dziś nawet się uśmiechał do mnie w drzwiach. Podpytywałam opiekunek, mówią że jest super jak na nowe dziecko chodzące od niedawna. Już tyle nie płacze, interesuje się zabaweczkami i dziećmi. Powoli pozwala się napoić łyżeczką prze opiekunki, ale jeść dalej nie chce. W końcu głupi nie jest i mamine zupki są najlepsze:) Podejrzewam, że i to powoli się zmieni. Nawet nie wiecie, a może i wiecie jak wielki kamień spadł mi z serca. Zrobiłam się od razu lżejsza o 10 kg dosłownie. W sumie moje dziecko i kim się mam martwić jak nie moim szkrabkiem. Taki to już los maminy, martwimy się i martwimy…
Nie wiem jak Wy, ale ja mam chyba jakieś przesilenie wiosenne lub malutką deprechę ostatnio. W portfelu hula tylko wiatr i to od długiego czasu. Zaczynam mieć powoli takiej sytuacji dosyć. Aż mi się do pracy chodzić odechciewa, a tutaj dziecko, rachunki i jeść coś trzeba. A rok zapowiada się w turystyce mega słaby, ruchu brak jakby była zima… I coraz ciężej uwierzyć mi, że za którymś rogiem czeka tłum kupujących, tylko jakoś do mnie jeszcze nie dotarł. Nie wiem, naprawdę nie wiem. A oto jeszcze dziś zobaczyłam informację, że od stycznia znów zwiększają płacę minimalną. Mamy pracownika i jest dla firmy i tak już olbrzymim finansowym obciążeniem. Oczywiście ma umowę o pracę, innej nie uznaję, nie lubię oszukiwać ludzi. To jest po prostu wyraz szacunku pracodawcy do pracownika. A mój pracownik odwala kawał dobrej, rzetelnej roboty. Pewnie niech jeszcze podniosą VAT i zwiększą kolejne podatki, dobiją i tak już ledwo zipiących przedsiębiorców. Ale co tam, wydoić ich ile wlezie a potem złamanego grosza na bezrobociu nie dostanę bo mi się nie będzie należało bo nie daj borze zlikwidowaniu firmy. Ach ta nasza kochana Polska….
A nogi kobiecie wchodzą w szanowne cztery litery… I tak oto kobieta wstaje godzinę przed dzieckiem, aby móc chociaż napić się herbaty i mordeczkę swoją wypacykować coby nie straszyła przechodniów na mieście. Potem budzę szkraba, on wstać nie chce, kwiczy, przewraca się na bok i pod kołdrę zmyka. A czas leci… 30 minut do wyjścia my dopiero przy zmianie pieluszki i ubieraniu fatałaszków bobasa. A potem szybka kaszka, bo w żłobie nic nie przełknie kolejny raz. A głodny chodzi i marudzi więc walczymy z czasem i bobasem:P Potem zebranie meneli w postaci spakowanej torby szkraba z jedzeniem, ubrankami i całym wiktem niezbędnikiem), kocyka i torebki mamy z posiłkiem do pracy. W końcu dziś kolejne 8h. I biegiem na tramwaj, daj Boże nisko podłogowy. A jak Bóg nie da to wtarabaniam się własnymi siłami, ostatnio jakoś nagminnie trafiam na buraków, którzy udają że nie wiedzą że kobitka wrzuca sobie dziecko z wózkiem na garb i musi wspiąć się po schodach do tramwaju na wysokość swojego biodra. Z tramwaju 10min spacerem do żłobka i dziecko oddajemy na służbę i następne 15min do pracy. A przed 12 zamykam biuro (jestem sama bo pracownik się pochorował) i lecę do bobasa. Na drzwiach zostaje kartka zaraz wracam, a ja w tym czasie odstawiam malucha teściowi, mężowi, siostrze, mamie czy innej dobrej duszy, która zechce poświęcić swój czas i go popilnować. A matka lata i lata aby zdążyć, aby załatwić, aby bobas był zadowolony… Czasami sobie myślę, że któregoś dani jak się potknę o chodnik to padnę i nie wstanę.. Zabraknie mi sił????
3 komentarze
tez tak mam..
Mój Jasiek to jeszcze z przedszkolem ma problem, a minął już miesiąc. Do przedszkola z chęcią, ale jak tylko się przebierze to do sali nie chce wejść i jest płacz. Po minucie dosłownie od mojego zniknięcia uspokaja się.
Małż prowadzi działalność więc wiem coś nie coś o tych problemach, załamanie jest wszędzie. Mama siedzi z dziećmi w domu bo wynajęcie niani do dwójki to nam się nie opłaca (mama by tyle co zarobiła to wydała na dojazdy nianię itp) Do przedszkola starszy nie ma szans, choć mamy przez ulicę, no bo mama nie pracuje, a dziecko z patologicznej rodziny nie pochodzi….. masakra, a ja już 3 lata w domu i z chęcią bym gdzieś wyszła do ludzi