Dziś tak jak już pisałam na FB obiecana recenzja pewnej książki… Jakiś czas temu napisała do mnie Pani Edyta z Wydawnictwa Znak z zapytaniem czy nie chciałabym pochylić się i zrecenzować ich najnowszej pozycji z dziedziny dziecięctwa i rodzicielstwa. A jak wiadomo ja ekspertem do rodzicielstwa jestem (;P) i jak pewnie nie wiecie jeszcze mole książkowym zażartym tak więc podjęłam z wielką radością to wyzwanie.
I tak oto do rąk własnych, oczywiście nie bez przebojów ze strony poczty trafiła do mnie książka Dziecko dla odważnych Szkoła przetrwania napisana przez Leszka K. Talko.
Jako że odważna jestem, podobno!, podjęłam się naiwnie prostej drogi jaką jest rodzicielstwo. Za pierwszym razem widać niewiele się nauczyłam, skoro już oczekuję kolejnego potomka i to w ilości podwojonej. Chyba jednak mało pojętna jest ze mnie rodzicielka. Wieczorami, po uwolnieniu się od hiperaktywnego prawie dwulatka, uwielbiam usiąść z dobrym ciastkiem, kakaem i ciekawą książką na fotelu.
Jak wiadomo dzieci wysysają z nas 200% energii życiowej, wiedzcie że książka musi być ciekawa abym po dwóch linijkach nie przycięła komara z głową w słodkości lub co gorsza w kubku słodkiego nektaru bogów. Ale tutaj mnie to nie czekało:)
I tak oto matka zaginęła w odmętach książkowych stronic. Czytałam, czytałam i pękałam ze śmiechu. A że śmiałam się tak intensywnie to biedny małżonek śpiący całkiem niedaleko nie mógł spać, zerkając na mnie z ukosa. Jego oczy świadczyły o tym, że jeszcze jeden wybuch swobodnego żonkowego rechotu i książka spłonie w kominku u teściów. A cóż ja biedna mogłam poradzić, książka pochłonęła mnie doszczętnie. Dawno nie miałam w dłoniach takiej pozycji, która pomimo wielkiego zmęczenia potrafi pobudzić mnie do życia nawet w środku nocy.
My tak samo jak autor, przed pojawieniem się pierworodnego przeczytaliśmy chyba milion poradników, gazet i forów. Byliśmy przygotowani na wszystko, ale jak się okazało nie byliśmy gotowi na rzeczywistość…
” W życiu rodzica wypełnionym rannym wstawaniem, zmienianiem pieluch, łapaniem dzieci spadających z szafy, na którą jakimś cudem się wspięły, i mozolnym szorowaniem ścian zapaćkanych mazakami i czekoladą – czyli wszystkimi tymi rzeczami urągającymi zdrowemu rozsądkowi, na które godzę się w imię rozpowszechnianej przez środki masowego przekazu tezy, że dzieci to najlepsze, co może nas spotkać – istnieje jeden jasny punkt.”
dla mnie to nadzieja, że dziecko wreszcie się chociaż zdrzemnie…. dla autora, poszukajcie:P
Czytając książkę o Pitulku, widziałam oczami wyobraźni mojego synka w roli tytułowego bohatera. Są przecież praktycznie w tym samym wieku i akcje generowane przez malca to również domena mojego szkraba.
7 komentarzy
słyszałam sporo o tej książce, w ramach niezobowiązującej rozrywki chyba warto
myślę, że tak:)
Muszę zakupić… a co do tytułu- pierwsze dziecko to pikuś, jak się ma trójkę i to w dodatku chłopaków- to trzeba mieć nie tyle odwagę co mocne nerwy 😀
pewnie tak, 3 chłopów to tylko dla profesjonalistów i/lub wariatów
nie czytalam…
Nie słyszałam o niej ale chyba się na nią połakomię 😉
naprawdę fajna pozycja